Veliš

Niedaleko Jiczyna stoją ruiny zamku Veliš. Dziś trudno uwierzyć, że kiedyś zamek ten był potężny i prawie nie do zdobycia. W końcu jednak zniszczyły go nieustanne wojny, potem kamienie rozkradziono, a całość popadła w zapomnienie. Ale legenda o tym, jak powstała nazwa zamku i leżącej poniżej wsi, znana jest do dziś.
Książę Brzetysław często ze swoimi sługami wyruszał na łowy. Lubił uganiać się za zwierzyną. Lubił też tutejsze lasy, w których żyło mnóstwo saren i zajęcy, dlatego chętnie tu polował. Także tego dnia z kilkoma zbrojnymi pojechał w las. Jeździli tu i tam, ciągle jednak wokół nich panowała cisza. Ale Brzetysław miał szczęście: „Sarna” – krzyknął i ruszył w pogoń. Sarna uciekała długimi susami coraz głębiej i głębiej w leśną gęstwinę. Książę zapamiętale ją gonił, nie zwracając uwagi na to, co dzieje się wokół. Koń przyspieszył. Wpadli w iglasty ciemny gąszcz. Brzetysław nawet nie zauważył, że ani psy ani zbrojni mu już nie towarzyszą. Zostali gdzieś na skraju lasu, zgubiwszy swego pana z oczu.
Po długiej gonitwie także sarna zniknęła w gęstwinie takiej, gdzie człowiek na koniu już nie wjedzie. Książę zeskoczył z wierzchowca, ale nie zdecydował się gonić zwierzęcia pieszo. Wiedział, że tym razem przegrał.
„Gdzie jestem?” – zaczął się rozglądać. W tych okolicach nigdy jeszcze nie był. „Którędy wiedzie droga do domu? I gdzie mam psy oraz zbrojnych?” Siadł na pieńku i zaczął się zastanawiać, w którym kierunku ma ruszyć. Nagle przestraszył się. Coś złapało go z tyłu za szyję. „A mam cię, teraz jesteś tylko nasz!” Brzetysław ujrzał dużą grupę rozbójników, jeden potężniejszy od drugiego. Szerokie ronda kapeluszy opadały im na czoła, czarne sukmany opinały ciała. Ich głosy niosły się w lesie ponurym echem, aż wypłoszyły wszystkie ptaki. Zanim Brzetysław zdążył cokolwiek powiedzieć, był już mocno przywiązany do drzewa.
„Nie bój się, kochany książę” – zaśmiał się najbardziej brodaty z rozbójników – ich herszt. „Będziesz nasz, a wraz z tobą wszystkie twoje skarby! Nikt już ci nie pomoże, las jest głęboki, możesz krzyczeć i nikt cię nie usłyszy!”
Brzetysław przeląkł się. Zabiją mnie? „Pomocy!” – krzyknął. Jeden z mężczyzn mruknął: „Czyś nie słyszał? Nikt cię nie usłyszy!” I zawiązał mu chustkę wokół ust: „A to tylko dla pewności, żeby minęła ci ochota na krzyki.”
Zabrali Brzetysławowi wszystko, co przy sobie miał, i cieszyli się, że zdobędą też skrzynię pełną pieniędzy, którą książę skrywał na zamku. Brzetysław wiedział, że źle z nim. I miał rację. Jeden z rozbójników zaczął strzelać z książęcej kuszy. Bełty latały jeden po drugim, wszystkie trafiały w potężny dąb, do którego był przywiązany. Książę zamknął oczy i zaczął się modlić, żeby nie trafił go żaden z nich.
Nagle podszedł do niego wąsaty rozbójnik. W ręku trzymał ostry miecz. Złośliwie popatrzywszy na księcia, spytał herszta: „Rozkażesz, żebym go ściął?” „Rozkażesz” – odpowiedział herszt zbójców. Wąsacz zamachnął się mieczem... Wtem z lasu wynurzyła się drużyna Brzetysława. Szybko zeskoczyli z koni i zanim miecz zdążył opaść, wyłapali zbójników i powiązali ich sznurami.
Książę był uratowany. „Dziękuję wam wszystkim! Gdyby nie wy, leżałbym tu martwy.” I wszyscy razem ruszyli z powrotem na zamek. A rozbójnicy? Książę nie pozwolił ich stracić. Zamiast kary śmierci, na którą z pewnością zasłużyli, musieli dla niego do końca życia ciężko pracować.
Wędrując po rejonie, gdzie Brzetysława złapali zbójcy, nie zobaczymy już ani dębu, do którego był przywiązany, ani lasu. Książę kazał w tym miejscu założyć wioskę, a na niedalekim wzgórzu wybudował zamek. A dla upamiętnienia słowa, które o mało co nie kosztowało go życia, nazwał je „Veliš”, co w języku czeskim znaczy „rozkażesz”.