Frydsztejn – Vranov

Niedaleko Turnova, tylko kawałek od Železnego Brodu i kawałeczek od Malej Skaly, leży grzbiet Vranovský Hřeben z ruinami zamku Frydsztejn. Mało kto wie, ile w tej okolicy napsociły czarty. Posłuchajmy jednej z opowieści.

Pewien mały czart, powiedzmy, że nazywał się Hubert, został przez Najwyższego Piekielnika wyrzucony z piekła. Dlaczego? Nie robił, co mu kazano, nie słuchał rozkazów, był niegrzeczny, łobuzował i, co gorsza, kłamał! A tego nawet w piekle wtedy nie tolerowano. Dlatego Lucyfer posłał czarta Huberta w świat, żeby nabrał trochę ogłady.

A żeby na ziemi się nie nudził, nakazał mu: „Hubercie, masz jedno zadanie. Jeśli zrobisz ludziom na ziemi coś naprawdę złego, o czym nie zapomną aż do śmierci, będziesz mógł wrócić do piekła.” „A jeśli nie?” – przestraszył się Hubert. „Jeśli nie?" – Lucyfer zamyślił się. – Zostaniesz ziemskim człowieczkiem, zwykłym śmiertelnikiem. A brama do gorących piekieł pozostanie dla ciebie na zawsze zamknięta!”

Hubert zląkł się nie na żarty, taka kara jest najgorsza ze wszystkich piekielnych kar. Człowiekiem? Na zawsze?!? Nigdy! Zdecydował, że swoim zadaniem zajmie się szybko i sumiennie. Wrota piekielne zamknęły się za nim, a Hubert pojawił się na ziemi, w Czeskim Raju. Na zewnątrz świeciło słoneczko, na łąkach pasły się krowy i owce. Ich dzwoneczki wydzwaniały piosenki, żeby rolnikom lepiej się pracowało.

Hubert szedł doliną i rozglądał się. Schodził w dół do rzeki Izery, żeby napić się wody, potem szybko wbiegał pod górę, żeby oglądać widoki. Raz tu, raz tam, raz tu, raz tam... Ciągle zastanawiał się przy tym, co złego mógłby ludziom zrobić: „Jeśli ukradnę krowę, wieśniak będzie się gniewać, ale nic poza tym. Jeśli rozpętam burzę i sprowadzę chmury, gniewać się będzie żona wieśniaka, bo jej zmoknie pranie, ale nic poza tym. Jeśli... A! Już wiem!”

Hubert rozejrzał się po okolicy. Nagle ujrzał ogromne piaskowcowe głazy. „Te będą dobre, już ja tym ziemskim robakom pokażę, ile wart jest czart wyrzucony z piekła.”

Hubert wziął jeden ciężki głaz na plecy i ruszył ze wzgórza w dół w kierunku Izery. „W piekle zbiorę same pochwały – mruczał po drodze. – Rzucę kamień do Izery i w ten sposób ją całą zatrzymam! Wszystko, zupełnie wszystko wokół zostanie zalane – wieśniacy i wieśniaczki, i to ich bydło, i chaty! O tym ludzie nigdy nie zapomną!”

Nagle z lasu wyszła zgarbiona staruszka Bouczkowa. Zobaczyła człowieczka w zielonym ubranku. Od razu wiedziała, że jest to czart i że ma nieczyste zamiary. Bo przecież czarty nigdy czystych zamiarów nie mają! Ale nie przelękła się, tylko mądrze go spytała: „Panie, dokąd idziesz z takim ładunkiem?”

Hubert nie odpowiedział, nie chciał tracić sił na gadanie, kamień wydawał mu się coraz cięższy. Ale staruszka nie dała się zniechęcić: „Panie, dokąd idziesz? Pomogę ci!” Hubert zaczął się śmiać, tak rozbawiły go słowa słabej staruszki: „Ty mi chcesz pomóc?” „Tak, z chęcią. Poczekaj, pomodlę się, żeby nabrać sił i zaraz przyjdę.”

I staruszka wzięła różaniec i zaczęła odmawiać modlitwy. Ale tego Hubert już naprawdę nie wytrzymał: „Nie, tylko nie to, żadnych modlitw, żadnych krzyży i różańców!”

Staruszka po cichu uśmiechnęła się. Wiedziała, że wygrała z czartem. A Hubert zrzucił kamień z barków i uciekał aż się za nim dymiło. Staruszka schowała różaniec, wzięła swój koszyk i wyruszyła w kierunku domu. Wszyscy byli uratowani. Ale czy naprawdę wszyscy? A co z Hubertem? Nie pozostało mu nic innego niż zostać zwyczajnym człowiekiem.

Nikt nie wie, gdzie w końcu Hubert zniknął. Wiemy jednak, że pamiątką po jego czynie, którego nie zdołał doprowadzić do końca, jest skała. Znajdziemy ją we vranovskiej dolinie. Ludzie nazywają ją różnie – niektórzy Sudką, niektórzy Czarcim Grobem albo Czarcim Kamieniem (Čertova hrobka, Čertův kámen).