W czasach, kiedy cały kraj ogarnięty był wojnami husyckimi, słynny wódz Jan Żiżka z Trocnova postanowił zdobyć ten potężny, leżący pośrodku Czeskiego Raju zamek. Wiedział, że dla wielu przed nim stał się on twardym egzaminem odwagi i wytrwałości.
„Musimy zwyciężyć i zamek zdobyć, bo przed nami nikomu jeszcze to się nie udało” – krzyknął do swoich żołnierzy. I z mocnym postanowieniem zwycięstwa wyruszyli prosto na zamek. Ze sobą mieli zbroje, przyłbice i broń. Nie wiedzieli jeszcze, że na nic im się nie zdadzą.
Jak burza wojska Żiżki przebyły drogę do zamku i otoczyły go ze wszystkich stron. Zaatakowały raz, zaatakowały drugi... Ale nawet po trzecim ataku mury niewzruszenie stały, jakby wyśmiewały się z nich. Żiżka nie mógł się nadziwić, nie był przyzwyczajony do porażek.
„Co teraz? Musimy podejść do tego inaczej” – powiedział i zaczął się zastanawiać. Żołnierze podnieśli głowy i czekali, co ich wódz rozkaże. „Musimy sprawić, żeby ludzie w zamku zaczęli głodować. Jak będą głodni, będą musieli wyruszyć po zapasy do wsi. Tylko w ten sposób zajmiemy zamek!”
„Hura!” – zaczęli się radować żołnierze. Wierzyli Żiżce i cieszyli się, że zamiast walczyć będą teraz odpoczywać i czekać. Nie mieli już siły walczyć, w ostatnich dniach jedli tylko chleb i pili wodę, ich ciała osłabły. Położyli się więc pod drzewami i drzemiąc czekali.
Na zamku tymczasem wszyscy zastanawiali się, co mają robić. Zapasy kończyły się, nie było wesoło. Wtedy do pana zamku przyszedł mądry giermek Prokop. Oświadczył: „Wojsko Żiżki jest słabe, głodne. Otoczyli nas i czekają, aż my przyjdziemy żebrać o jedzenie, a w końcu, kiedy znajdziemy się za fosą we wsi, oni zamek zdobędą i jeszcze się z nas będą wyśmiewać.”
Pan pokiwał głową; czuł, że jego poddani i tak będą musieli zamek opuścić, inaczej zginą z głodu. „Dlatego mam pomysł” – Prokop kiwnął głową i wyjaśnił monarsze, jak wypędzić husytów. Monarcha uśmiechnął się.
Dał Prokopowi ostatni dzban wina i ostatniego kurczaka, a wszystkim poddanym nakazał, aby radowali się, jak tylko zdołają. Muzykanci nastroili swoje instrumenty, wszyscy zaczęli śpiewać i tańczyć. Im bardziej radość, śmiech i zabawa rozlegały się w dolinie, tym bardziej Żiżka i jego żołnierze kręcili głowami. „Dlaczego w zamku tak się cieszą? Przecież muszą cierpieć głód?!”
A słynny wódz dziwił się najbardziej: „Ja już z głodu ledwo widzę, a oni sobie na zamku urządzają zabawy?” Wtem stanął przed nim odważny młodzieniec, uśmiechnął się i zaproponował Żiżce kurczaka i wino: „Proszę, panie. Nie gniewaj się, ale mój pan przesyła ci ten oto dar. Wiemy, że ty i twoje wojsko jesteście głodni, dlatego przyjmij to wino i kurczę. My mamy zapasów na całe miesiące!” Tym młodzieńcem był oczywiście Prokop.
Żiżka nie wierzył własnym oczom i uszom: „Wino i kurczę? I zapasy na kilka miesięcy?” Zanim zdążył podziękować, Prokop zniknął za zamkową bramą. Żiżka ze złością rzucił dary w krzaki i wściekle krzyknął: „Zamek jest twardy jak kość, a kość należy się psom!” Wojsko zaczęło się wycofywać. W okolicy nastał spokój.
A w zamku? Bramy otwarły się, ludzie wreszcie mogli wyruszyć po zapasy jedzenia i picia. Prokop pasowany został na rycerza, bo uratował zamek swoim mądrym pomysłem. A od kiedy Żiżka nazwał zamek „kością”, zaczęto tak na niego mówić – bo „kost” to po czesku „kość” właśnie. A ponieważ kości są twarde i mocne, już żadne wojsko nie starało się zamku zdobyć.
Idąc doliną Plakánek z Sobotki, zobaczymy zamek Kost w całej okazałości. Wspomnijmy wtedy, jak pomysł mądrego giermka Prokopa uratował go przed zdobyciem.